W tragiczny wieczór, jak gdzieś czytałem, Edek ponoć miał zabrać swoją drugą żonę na bal sportowców. Przyszedł do domu jednak pijany. Awantura. Kolejna. Katarzyna w złości (w obronie?) chwyciła za nóż. Edward Jancarz zmarł w ów styczniowy wieczór 1992 roku, lecz legenda tego wyjątkowego żużlowca wciąż żyje zaklęta w pomniku, cyklicznym memoriale i w gorzowskim stadionie jego imienia oraz w naszych przekazach. W naszych sercach. RIP

 

Więcej w numerze 4