Ale nie wszystko w tych żużlowych ogrodzeniach jest jak należy. Czego dowiódł choćby paskudny wypadek Maćka Janowskiego podczas sobotniej rundy Indywidualnych Mistrzostw Europy na Stadionie Śląskim. Oczywiście, dramat wydarzył się wcześniej, gdy ręka wrocławianina dostała się między koło a błotnik motocykla Jacoba Thorssella, natomiast koniec końców zawodnik wyhamował na metalowej konstrukcji budowlanej, dostając się tam pod dmuchawcem. A to ogrodzenie montowane na sztywno, bez żadnej amortyzacji, zatem zupełnie nie pochłania uderzenia. Skończyło się szczęśliwie, bez złamań, bo Maciek jest jak kot. Potrafi się bronić w sytuacjach zagrożenia jak mało kto. Jeszcze nigdy niczego nie złamał na torze żużlowym wskutek rywalizacji. 

 

Więcej w numerze 39.