Janowski to dla Wrocławia marketingowa maszyna i sportowiec z genem zespołowości. Natomiast generalnie rzecz biorąc, sportowiec nie robi tego wszystkiego dla kibiców, dla klubu, dla otoczenia. Bo w pierwszej kolejności każdy sportowiec trenuje i walczy DLA SIEBIE. Nie dla trenera, nie dla Polskiego Związku Motorowego, nie dla Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Nie dla prezydenta miasta czy marszałka województwa i nie dla gniazdowego z młyna czy kierownika parku maszyn. Dla siebie i ku własnej chwale. A ku chwale jakiejś organizacji i ku uciesze kibiców przy okazji. Z czego można później stworzyć wizerunkowe historyjki o wartości marketingowej. I jest to zupełnie naturalny, zupełnie zrozumiały stan rzeczy w sporcie zawodowym. 

 

Więcej w numerze 37.