No więc w Gorzowie był upał. Przed tamtejszą GP, w trakcie i potem. Potem to wszyscy byli zlani. Planeta kopsała żaru. Przyklejała do siedzisk na trybunach. A najbardziej to zlany był wodą tor na Jancarzu. Zajął się tym obywatel angielski Morris, znany miłośnik śmigusa-dyngusa, zwany „Polewaczkowym”, acz ta ksywa przez lata przynależna była naszemu coachowi Markowi Cieślakowi. Rzeczony Morris tak kazał polewać, że z nawierzchni zrobiła się śliska, błotna maź. To szczególnie dokuczało ścigantom w pierwszych wyścigach. Szwed Fredka Lindgren wściekły zmieniał kevlar na rezerwowy już po pierwszym swoim występie, w którym dotarł do mety na drugim miejscu. Cały ubabrany w błocie.

 

Więcej w numerze 27.