12 kwietnia początek PGE Ekstraligi. Nawet sobie nie zdajecie sprawy, ile do tego czasu się jeszcze wydarzy. Ledwo zaczęli jeździć, a w świat poszła już informacja, że nogę złamał Jakub Poczta, ostrowski junior wypożyczony do Rzeszowa. Z kolei Piotr Pawlicki nie musiał nawet wyjeżdżać na tor, by doznać kontuzji uda równie tajemniczej, co wszelkie niedyspozycje Maksyma Drabika. Dwa ostatnie nazwiska świetnie pokazują, jak wielką autonomię mogą sobie zapewnić zawodnicy. Jakim mogą być państwem w państwie, kompletnie niezależnym względem klubu. Drabik – wiadomo. W czasie gali PGE Ekstraligi – chory. W czasie obozu Włókniarza – chory. Podczas eliminacji Indywidualnych Mistrzostw Polski czy też Złotego Kasku – jak wyżej. Jego klub zawsze jednak użyje jakiejś usprawiedliwiającej formułki o przeziębieniu, tarczycy czy też sprawach prywatnych lub powodach osobistych. Choć za wrocławskiej kadencji młodego Drabika używano też argumentu o kłopotach żołądkowych. A więc jest to zawodnik o niezwykle delikatnej konstrukcji, a do tego doprawdy wyjątkowy. Zauważyłem, że w zeszłym sezonie był jedynym żużlowcem PGE Ekstraligi, który nie nosił na czapce żadnego sponsorskiego logo.

Więcej w numerze 12.