Chrystusowy wiek naszego Tygodnika
25 listopada 1990 roku w kioskach ukazał się pierwszy numer „Tygodnika Żużlowego”. I to wciąż jedyne pismo w branży żużlowej trwa nadal. 33 lata minęły jak jeden dzień? Nieprawda. To szmat czasu i ogrom wydarzeń. Mniej więcej w tamtym okresie odszedłem z warszawskiego „Sportowca” - gdzie pracowałem jako etatowy dziennikarz - bo PZM zaczął blokować tam moje krytyczne artykuły o stanie tej dyscypliny sportu w naszym kraju. Dostałem propozycję przyjazdu na spotkanie do Leszna, by pisać dla nowego speedwayowego pisma pt. „Na wirażu”. Nie kleiło się to. Wydawca słabo i nieregularnie płacił, widać było, że sobie nie radził. Przerastało go. Wówczas redaktor Adam Zając, który wcześniej był szefem „Panoramy Leszczyńskiej” (a potem pracował dla „Na wirażu” właśnie) - więc na prowadzeniu gazety się znał - zaproponował, że on weźmie to na swoje barki, jeżeli inni dziennikarze, w tym ja, mu pomożemy. Pomożecie?
Mnie wypuścili, Zająca nie zamknęli, więc cholera wie za jaką pokutę męczy się do dziś z tym naszym „Tygodnikiem Żużlowym”. Nadredaktor Adam przetrwał ze swoim pismem wszystkie rynkowe nawałnice i przeobrażenia, i w papierze nadal jest jedyny na polskim, żużlowym polu bitwy. Reszta to media elektroniczne.
Więcej w numerze 49.